Walczę w tej chwili z magisterką; do końca czerwca sierpnia muszę złożyć skończoną całość, a realnie mam może 3/4 jednego rozdziału, około 25 stron tekstu. Nie odwlekałem, mój problem wynika z tego, że zmieniałem studia, magisterkę pisze nawet nie na innym kierunku, ale zupełnie w innej dziedzinie niż uzyskałem licencjat. Ponadto miałem kilkuletnią przerwę: rocznikowo już powinienem kończyć doktorat albo i aplikować na postdoca. Kilka miesięcy temu zwolniłem się z roboty (miałem na szczęście taką możliwość finansową) gdzie i tak nie miałem przyszłości i szansy rozwoju, żeby skończycie edukację. Odnoszę wrażenie, że nie wiem o czym piszę i że brakuje mi warsztatu; byłem z tym u promotora, polecił mi kilka książek ale one jeszcze bardziej mi zagmatwały i tym bardziej nie wiem jak powinna wyglądać moja praca. Co realnie mogę zrobić poza zrezygnowaniem?
Mam za sobą być może zbliżone doświadczenie: pisałam magisterkę już bliżej czterdziestki, nie lubię i mam trudność z pisaniem, no i… było ciężko.
Co mi pomogło:
-mind mapy
-nie wiem, może to oczywiste, ale apka do bibliografii (korzystałam z JabRef) i ogólnie porządek w papierach
-to może być bardzo specyficzne dla mnie, ale: jak miałam trudność, żeby ruszyć z kolejnym fragmentem, to pisanie na papierze i dopiero potem wklepywanie do kompa (plus: mniej rozpraszaczy ;))
-bez lania wody, przyzwoitą polszczyzną, z konsekwentnym formatowaniem tekstu. Każda osoba w komisji wyraziła na swój sposób coś pomiędzy ulgą a stwierdzeniem, że dobrze im się moją pracę czytało. To po części specyfika uczelni, poprzeczka tam dosyć nisko, ale szanowanie osoby czytającej to zawsze plus :)
-wizyta u psychiatry po antydepresanty oraz papier, żeby odsunąć termin złożenia pracy. Obie te rzeczy bardzo mi pomogły
-just in case, bo mi to mocno podniosło stres na ostatnim etapie: pisałam na oprogramowaniu linuksowym, a pracę trzeba było złożyć w formacie wordowskim. W rezultacie masa rzeczy mi się rozjechała, musiałam na szybko naprawiać, było stresująco, a mogło nie być.
Za to na impostora nie mam żadnego pomysłu. Anywho, współczuję. Trzymaj się!
Nawal tekstu, pisz o rzeczach które cię zaciekawiły w temacie, byle 3.0 i dyplom będzie.
wpadłem na to, ale niestety nie przejdzie; promotor już mi dał do zrozumienia, że pracę zweryfikuje merytorycznie co do słowa (dotychczasowe podrozdziały już tak sprawdzał), a recenzenta trafiłem takiego, który podobno nawet źródła weryfikuje
Oczywiście zależy to od wydziału i konkretnych ludzi, ale pewnie trochę straszą. Z tego co słyszałem od znajomych recenzenci nawet doktoraty często co najwyżej przeglądają.
Napisz najlepiej jak możesz w tym czasie i tyle - spora część wątpliwości to ‘impostor syndrome’, a już napisany tekst może być ci łatwiej poprawiać niż od razu napisać dzieło idealne.
Stwórz sobie szkielet, konspekt, zasadniczą tezę i do niej brnij. Albo rozciągłą analizę tego co było w tych książkach ;). Może też warto pogadać z jakimiś doktorantami z tego samego kierunku - na pewno coś doradza.
Wybierz temat który cię interesuje, ale na to chyba za późno. No i coś co przeczytałem kiedyś u Hitchensa, pisząc pracę wyobraź sobie że wygłaszasz ja do publiczności.
heh, interesował mnie póki nie zacząłem się wczytywać (:
Czerwiec już się skończył. A tak to radzę wyjebać się na akademię, nie bez powodu miałeś kilka lat przerwy. System jest do zaorania, bo jest toksyczny i nawet często nie możesz żadnej sensownej nauki porobić. Może załóż kooperatywę pracowniczą?
Sierpień* pomyłka
A jaki sens ma kooperatywa pracownicza jak
a) nie jestem pracownikiem
b) nie mam pomysłu na biznes
c) pytałem o tipy na przemęczenie dyplomu żeby mieć to z głowy
Jak nie ma jakieś specjalnej procedury w regulaminie to może możesz oddać w lutym?
No niby mogę przedłużyć do grudnia, a jak dłużej to prawdopodobnie będę musiał powtarzać etap rozliczeniowy. Boje się jednak że przedłużenie terminu mi nie pomoże, kiedy brakuje mi pomysłu na kształt pracy